środa, 18 października 2017

Strajk medyków – głos odrębny



Od kilkunastu dni trwa strajk młodych medyków, rezydentów szpitalnych. Ekipa „dobrej zmiany” przez kilka dni udawała, że sprawy nie ma, teraz przystąpiła do zmasowanego propagandowego ataku na lekarzy. Ta obrzydliwa kampania nienawiści oczywiście zasługuje na pełne potępienie, ale czy strajk lekarzy jest na pewno warty poparcia? Dla ludzi niechętnych PIS i jego konsekwentnego niszczenia Polski, ten strajk może być atrakcyjny: wróg mojego wroga jest wszak moim przyjacielem. Myślę, że to jest jednak pójście na łatwiznę i sprawa nie jest tak jednowymiarowa: biedni medycy kontra zły PIS (który oczywiście jest zły, co nie ulega wątpliwości).

Zacznijmy od formy. Dominika Wielowieyska z GW napisała, że „Strajk głodowy jako forma protestu powinien być zarezerwowany dla obrony wartości fundamentalnych, a nie własnych pensji”. Posypały się na nią internetowe gromy: ponad 170 komentarzy pod artykułem, z czego zdecydowana większość to słowa potępienia. Pod zmasowanym ogniem złożyła samokrytykę, że to nie tak, że ona popiera itd. Moim zdaniem niepotrzebnie. Miała rację w pierwszym artykule. Strajk głodowy to nie jest dobra forma do walki o lepsze pensje. Tak, wiem, że medycy w pierwszym rzędzie walczą o „zwiększenie udziały wydatków na służbę zdrowia w PKB”. Jasne. Za komuny też pierwsze na liście postulaty strajkujących robotników były o „wolność i demokrację”, a na końcu skromnie był umieszczony postulat podwyżek… Po podwyżkach z reguły strajk się kończył. I nie jest to żaden zarzut. Taka jest po prostu natura ludzka, że garnek jest najważniejszy. Strajk głodowy jednak zostawmy dla większej sprawy, tak jest uczciwiej.

Witold Gadomski (GW), jak zwykle przytomny, stwierdził, że „Można publiczne nakłady na służbę zdrowia zwiększyć, podnosząc podatki lub tnąc inne wydatki państwa, np. na wojsko, drogi, edukację, zasiłki socjalne. Warto by osoby domagające się hojniejszego finansowania usług medycznych z kieszeni podatników powiedziały, za którym rozwiązaniem się opowiadają”. Jak zwykle nie znalazł zrozumienia lewicowych komentatorów, chociaż prawie wszystkie jego argumenty były słuszne. Prawie. Na końcu bowiem stwierdził, że „to prawda, że usługi medyczne nie są zwykłym towarem”. Fakt, towarem nie są, ale dlaczego wciąż udajemy, że to nie jest zwykła usługa? Oczywiście wiem dlaczego: kilkadziesiąt lat socjalizmu zrobiło swoje i nawet ciężko znaleźć zamiennik dla fałszywej zbitki słownej „służba zdrowia”!

Może czas na odczarowanie tej „służby”? Gdy zepsuje mi się kran, dzwonię po hydraulika. Gdy źle się czuję, idę do lekarza. Jeden i drugi to są fachowcy w swojej dziedzinie i po postawieniu diagnozy robią swoje. Oczywiście, organizm ludzki jest o wiele bardziej skomplikowany niż kran, więc fachowcy od chorób powinni być lepiej wynagradzani niż hydraulicy, ale o ile więcej? Jak to wycenić? To było jedno z pierwszych pytań jakie usłyszałem na studiach ekonomicznych. Prawidłowa odpowiedź jest taka, że nie wiadomo. Nikt tego nie wie. Bowiem poziom zarobków powinien być ustalany automatycznie przez rynek. Gdy jest mało fachowców w danej dziedzinie, ich cena, czyli pensja rośnie i chętnych do pracy w zawodzie jest więcej. Gdy jest ich za dużo, ceny i pensje spadają a ludzie zmieniają zawody. Dlatego ja nie wiem, ile powinni zarabiać młodzi medycy, którzy po studiach przyuczają się do zawodu. Pani Szydło i Pan Kaczyński też tego nie wiedzą. I tu zaczyna się sedno problemu. Gospodarkę mamy w większości wolnorynkową, jednak „służba zdrowia” jest jeszcze głęboko w socjalizmie: pensje młodych lekarzy rezydentów ustala minister…

Paradoksalnie dla ekipy „dobrej zmiany” medycy jej uwierzyli. Słyszeli, że „Imposybylizm” się skończył, „wystarczy nie kraść i na wszystko się znajdzie”. Młode matki dostają 500+, pomocnicy aptekarzy awansują na stanowiska ministerialne i wożą się limuzynami, młodzi dziennikarze w TVP zarabiają po kilkadziesiąt tysięcy, a po szpitalach kręcą się opłacani przez podatnika księża, którzy zarabiają dwa razy więcej niż oni… Dlaczego młodzi lekarze mają być gorsi? Im też się od życia coś należy. Zasadniczo się z nimi zgadzam, ale nie wierzę, że proste podwyżki załatwią problem. Bo problem jest w socjalistycznym systemie „służby zdrowia” a nie w jednym elemencie, jakim są zarobki lekarzy. Przypomnę tylko, że pielęgniarki też uważają, że za mało zarabiają…

Byliśmy przez lata i wciąż jesteśmy karmieni wizją „wilczego” kapitalizmu, w którym ludzie umierają na ulicy. Prawda jednak jest taka, że wolny rynek działa dobrze w każdej dziedzinie, i w sektorze medycznym też się sprawdzi. Wszystkim sceptykom polecam przykład stomatologii, która jest chyba w 100% prywatna. Czy Polacy chodzą masowo bez zębów? Czy mamy problem z dostaniem się do dentysty? Z cenami zaporowymi? Nie. Tanio nie jest, ale ceny są dostosowane do przeciętnego pacjenta, bo dla niego są te usługi. Podobnie będzie z resztą sektora po urynkowieniu i prywatyzacji.

Do sektora medycznego powinna powszechnie zostać wprowadzona zasada konkurencji na równych zasadach, a państwowe szpitale powinny zostać sprywatyzowane, bo każde prywatne przedsięwzięcie jest bardziej wydajne, a korupcja nie istnieje.

Oczywiście podatnicy mogą gwarantować ludziom jakiś minimalny, socjalny poziom usług medycznych, ale na pewno wszystkim nie będzie się wszystko należało. Na pewno trzeba będzie też poszerzyć bazę płacących ubezpieczenia zdrowotne na zasadach ogólnych: o rolników czy księży. Wszelkie przywileje powinny zostać usunięte.

Nie uciekniemy też od trudnych pytań. Prędzej czy później będziemy musieli sobie odpowiedzieć na takie przykładowe pytania: czy bezdomnemu, który nigdy nie zapłacił złotówki na ubezpieczenie zdrowotne, bo wolał kupować wino, należy się skomplikowana operacja, która kosztuje kilkadziesiąt tysięcy złotych?

Akceptujemy, że niektórzy mają lepsze samochody i domy, będziemy też musieli zaakceptować, że niektórych stać na dłuższe i zdrowsze życie. Bo taka jest właśnie rzeczywistość. Nie jesteśmy tacy sami. Chowając głowę w piasek mówiąc, że usługi zdrowotne nie są zwykłym towarem do niczego dobrego nie doprowadzimy. Oczywiście na lepszym sektorze zdrowia zyskają wszyscy: biedni i bogaci. Tak jak już zyskali prawie wszyscy po reformach z lat 90, wbrew kłamliwej socjalistycznej propagandzie. Czas trwania życia Polaków po roku 89 zaczął się szybko wydłużać, po wielu latach stagnacji. Teraz tylko trzeba te reformy pogłębić, bo wciąż żyjemy parę lat krócej niż w innych krajach unii.

Oczywiście to są rozwiązania na po PISie, bo PIS nam nic innego nie zaserwuje jak socjalistyczne rozwiązanie: da podwyżki lekarzom, a podatnikom podwyżki podatków, bo „przecież sami chcieliście, żeby medycy dobrze zarabiali” ?!?

I jeszcze jedna rzecz: prawa wolnego rynku nie zostały wymyślone przez nikogo. One zostały odkryte, one były są i będą, tak jak prawa przyrody, skąd pochodzą. One nie są wilcze, one są całej przyrody. Wszelkie podejmowane wcześniej próby ich zmiany zawsze kończyły się źle: patrz komunizm.

sobota, 7 lutego 2015

Charlie Hebdo – czy ktoś usłyszy dzwonek alarmowy?

Trzech islamskich terrorystów morduje w biały dzień 12 dziennikarzy satyrycznego tygodnika "Charlie Hebdo". Nie ma żadnych wątpliwości, że była ta zemsta za wielokrotnie zamieszczane przez gazetę karykatury Mahometa, wg muzułmanów przestępstwo pierwszego stopnia… Nie ma też wątpliwości, że był to też atak na podstawową wartość zachodniego świata: wolność słowa.
Jaka jest na to odpowiedź oświeconych polskich mediów? Oczywiście, wielce poprawna politycznie: oprócz wyrażenia standardowego oburzenia na masakrę, głównym motywem jest troska o muzułmanów, którzy, co jest „oczywiste”, miłują pokój i nie mają nic wspólnego z terrorem... Winni są jacyś terroryści, których „motywy są nieznane” (jak usłyszałem niedawno w radiu, po kolejnym ataku islamistycznych bojówek).
Tomasz Terlikowski, pierwszy Talib RP, oryginalnie zazdrośnie wzdycha: "IV wojna światowa trwa. Tym razem przeciwnikiem są partyzanci, uzbrojeni w wiarę w życie wieczne, której Europejczykom brak. To jest ich siłą".
Prezydent Francji mówi: „były to ataki fanatyków, którzy nie mają nic wspólnego z religią muzułmańską".

Taaa… a świstak siedzi i zawija te sreberka… ;)

Oczywiście, terroryści to margines muzułmanów, ale tak się jakoś dziwnie składa, że prawie zawsze jest to terrorysta muzułmański, który nie krzyczy: ateizm jest wielki, tylko Allah… Ostatnia Rzeczpospolita pyta (odosobniony głos rozsądku, amerykański ekspert od wschodu): jak odróżnić dobrego muzułmanina od złego? Terrorysty? Nie da się…

Po terrorystycznych atakach prawie zawsze się okazuje, że to byli jacyś zwykli, spokojni i lubiani chłopcy… tylko jacyś cisi, inni…

Średnio mnie to interesuję, bo tak naprawdę nie ma to wielkiego znaczenia, czy dokonał tego jakiś Ahmed, czy inny Mohammed. Miły na co dzień, czy nie. Faktem jest. że zrobili to z uśmiechem na ustach i z radością w sercach. W końcu zostaną za to nagrodzeni stoma dziewicami i życiem wiecznym... (pytanie, czy te dziewice, po użyciu, są wymieniane na nowe dziewice ?!?). Jednak ci mordercy, to jest tylko ślepy, bezmyślny miecz. Prawdziwym sprawcą jest Islam, nawet nie „terroryzm islamski”, tylko konkretnie religia islamska, której celem jest rozszerzanie swoich wpływów i ostateczne zdominowanie świata, bez względu ma koszty. Świetnie to pokazuje ten artykuł na konkretnych liczbach.

Czy widział ktoś islamski kraj w którym przestrzega się praw człowieka, respektuje inne religie, ateistów i mniejszości seksualne? To było pytanie retoryczne :)

Chwalebny jest apel Timothy Garton Asha, żeby media na całym świecie celowo przedrukowały karykatury z "Charlie Hebdo", w tym z Mahometem, w celu pokazania, że nie boimy się terrorystów. Pytanie tylko jak długo potrwa ta demonstracja odwagi? Tydzień? Już obecnie, niektórzy, drukują okładki tej gazety z zapikselowanym Mahometem, jak widać, terror działa…



Jaka powinna być właściwa odpowiedź zachodniego świata na terror islamski?

Uważam, że to jest wojna, więc szykujmy się na wojnę. Powinniśmy oficjalnie uznać, że każda religia to groźny wirus, a islam to wirus śmiertelny. Zaczyna się od wpisywania „wartości” religijnych do konstytucji i finansowania nauki religii, a kończy na religijnych bojówkach na ulicy i rozstrzeliwaniu niewiernych… Doskonale to widać w reakcji obecnego papieża, rzekomo łagodnego baranka, który wręcz pochylił się ze zrozumieniem nad bólem obrażonych muzułmanów i poparł prawo do uderzenia, gdy ktoś obrazi coś cennego dla kogoś.

Wyznawcy islamu powinni być bacznie obserwowani (większość w Europie to emigranci) i przy najmniejszej próbie wezwania do rewolucji islamskiej, czy podważeniu zachodniej wolności, powinni dostawać wilczy bilet w jedną stronę, do swoich krajów… Poza tym, wszyscy emigranci w krajach europejskich powinni zostać odcięci od pomocy socjalnej. Nie masz pracy i pieniędzy? To wracaj do siebie. Mamy dosyć problemów z własnymi bezrobotnymi, po co nam jeszcze obcy? Getta emigranckie to wylęgarnie islamskich szaleńców, a chorobę trzeba leczyć u podstaw.

Powinien zostać wprowadzony zakaz finansowania religii z budżetów państw. Dotyczący także „nauki” religii, a kościoły powinny być traktowane jak każdy inny biznes, czym w istocie jest, bez żadnych ulg i dotacji. Powinny płacić podatki tak jak każdy człowiek i każda firma.

Przywódcy religijni ustawiają wirtualne, sztuczne granice i mówią: tego nie możesz przekroczyć, tego nie możesz zrobić, a gdy to zrobisz, to czeka cię surowa kara. Technicznie rzecz biorą, obsikują teren. Nie możesz obrazić krzyża, czy trójcy świętej (masz ją nawet pisać z dużej litery :), narysować Mahometa, ulepić bałwana, czy pokazać na zdjęciu kobiety.

Te idiotyczne zakazy niczemu nie służą, oprócz pokazania siły. Mówią: my ustalamy co jest święte i czego nie można krytykować. My ustalamy reguły, my rządzimy.

Kto najlepiej wie, co uraża uczucia wierzących w Polsce? Oczywiście KK, więc to on jest de facto strażnikiem tego przepisu konstytucji, źródłem części prawa w Polsce.

Nie możemy się zgadzać na taki dyktat. Zgoda na penalizację bluźnierstwa (co jest, niestety, faktem w Polsce) to dyktat religijny i ograniczenie wolności słowa, które zaczyna się skazaniem Dody za „naprutych ziołem” a kończy się masakrą, tak jak w Paryżu.

Mam prawo do nabijania się z absurdów religijnych, z wypiętych tyłków muzułmańskich czy z Jezusa chodzącego po wodzie. Dlaczego? Bo to są śmieszne, absurdalne rzeczy, mające luźny związek z rzeczywistością, delikatnie mówiąc. I jeżeli ktoś będzie chciał mnie tego pozbawić, to łatwo skóry nie oddam :)

This is war…





Podyskutuj na forum :)

czwartek, 22 maja 2014

Wirusowa oferta Playa

Czyli jak stracić 200 zł w dwie godziny...

Oczywiście, przepisów na to jest dużo: można je spalić, podrzeć albo przepić (tego bym jednak nie zaliczył do zupełnego stracenia, przynajmniej jest nam weselej :) Sposób, który tu opisze jest trochę bardziej oryginalny :)

To była zwykła wiosenna i deszczowa sobota. Córka grała na telefonie w grę, a ja czytałem gazetę wyborczą (coraz mniej ją lubię...).
Po jakimś czasie, córka znudziła sie starą grą i namówiła mnie na instalację dwóch nowych gier: „Littlest Pet Shop” i „Green farm 3”. Gry te łatwo znalazła w telefonie, w elektronicznym sklepie firmowym operatora Play, w dziale „bezpłatna”, obydwie miały przy każdej ikonie wielki, krzyczący napis „bezpłatna”.


Podczas gry dziecka usłyszałem dźwięk smsów, po usłyszeniu których dwa razy sprawdziłem obszar powiadomienia o nowych smsach: był pusty, a na ikonie smsów nie było informacji o nieodczytanych smsach, więc logicznie sobie wytłumaczyłem, że to pewnie aplikacja wydaje podobne dźwięki do smsa, co nie jest trudne, bo ten dźwięk jest prosty.

Po skończonej grze córki, przypadkowo spojrzałem na skrzynkę odbiorczą smsów i znalazłem tam 13 smsów informujących o zakupie usługi, bez informacji o cenie i ze statutem przeczytanych, chociaż ich nie przeczytałem. Zacząłem podejrzewać, że było to celowe działanie, żeby ukryć fakt przyjścia smsu. Co jest zrozumiałe, nie skorzystałem też z żadnego z kodów, zawartych w tych smsach.

Po sprawdzeniu bilingu na stronie www operatora oniemiałem, bo okazało się, że przez dwie godziny, dwie gry wysłały 13 smsów na łączną kwotę 226 zł!
            Troszkę niespodzianka…, bo wszystkie darmowe gry na telefon, z którymi miałem do czynienia (ściągane ze sklepu Google i z Apple Store) opierały się na reklamie, która była irytująca, ale uczciwa: korzystasz, to oglądasz reklamy. Za nic nie musiałem nigdy płacić…

Jak to się stało, że dałem się tak wrobić w płatne SMSy?!? Żeby to zrozumieć, musimy się trochę cofnąć w czasie:
W grudniu 2013 kupiłem od Playa nowego smartfona, firmy LG. Na pulpicie telefonu znalazłem niestandardową ikonkę (nie stanowiącą część systemu Android), opisaną jako "gry".



Jest to w istocie link do sklepu wapshop.gameloft.com, w którym umieszczone jest duże logo firmy Play, co sugeruje mocny związek z operatorem, albo nawet współwłasność i wzmacnia zaufanie do sklepu, nadając mu „znak jakości Play” (dlatego nie usunąłem go od razu).


            Podczas instalacji tych gier pokazała się długa lista rzeczy, do których ma dostęp dana gra, przeczytałem ją
pobieżnie, bo szybko uznałem, że jeśli usługa pochodzi od mojego zaufanego długoletniego operatora, to nie muszę czytać szczegółowo warunków usługi, napisanych drobnym drukiem na małym ekraniku telefonu i wystarczy mi zapewnienie, napisane wielkim drukiem, że aplikacja jest bezpłatna (instalowałem już, ze sklepu Google Play, wiele rzeczy na telefonie, widziałem wiele takich list i nigdy nie miałem żadnych problemów). Jak się okazało, myliłem się. Mało tego, przy instalacji gier pokazało się także ostrzeżenie od systemu android, że tego typu oprogramowanie może okazać się niebezpieczne, które zignorowałem, ponownie naiwnie kierując się zaufaniem do marki Play…

            W czasie gry nikt nie wpisywał numerów smsów, gra wpisywała te numery automatycznie. Gdybym miał to zrobić osobiście (albo moje dziecko), nigdy bym tego nie zrobił i nie wysłałbym tych smsów. Jak się okazało, gra wysyłała smsy poprzez banalne dotknięcia dziecka na odpowiednie elementy w grze, czego w ogóle nie było świadome, bo myślało, że to jest zabawa. Uznało, że jak w grze jest napisane „kup” przedmiot, to zapłaci za to bajkową, „grową” walutą, bo to przecież gra. Tak właśnie uczymy dzieci, że świat bajek i gier jest nierealny, że gdy ktoś tam umrze, to umrze na niby. Jak się okazuje, ktoś takie racjonalne myślenie może podstępnie wykorzystać i nas oszukać.


Gdybym został prawidłowo, w standardowy sposób, powiadomiony o nadejściu smsa (dźwięk, powiadomienie w obszarze powiadomienia, pokazanie ilości nieodebranych smsów w skrzynce odbiorczej i na ikonie smsów), to skończyłoby się na jednym smsie za 4,9 zł i wyinstalowaniu złośliwej aplikacji. Niestety te smsy były ukryte: pojawił się tylko dźwięk. Wniosek z tego, że te smsy przyszły ze statusem „przeczytane”, albo ta złośliwa aplikacja samodzielnie zmieniła ten status i tylko przypadek sprawił, że je zobaczyłem.

W tym samym dniu złożyłem elektronicznie reklamację do operatora. Odpowiedź firmy Play przyszła po paru dniach i napisano w niej, że „opłaty naliczono prawidłowo zgodnie z cennikiem” (czego wcale nie kwestionowałem) i że „operator nie ponosi odpowiedzialności za sposób użytkowania telefonu i wynikłe z tego tytułu obciążenia w rozliczeniach usług telekomunikacyjnych” (jasne: krasnoludki mi zainstalowały skrót do sklepu na pulpicie i wsadziły logo Playa do sklepu z wirusami :) Jak się okazuje, Play ma także czarne poczucie humoru: Pani Joanna z Play była bowiem „przekonana, że przedstawione wyjaśnienia są wystarczające i pozwolą na zakończenie sprawy”. Bardzo śmieszne… ale ten się śmieje, kto się śmieje ostatni… :)
Reklamacja została odrzucona. Jak w filmie Barei: "pańskie podejrzenia są całkowicie bezpodstawne. Ta pani przyszła w tym futrze i w nim wychodzi." :)

Nikt normalny nie dałby dziecku do zabawy gry, która zachowuje się jak niszczarka do pieniędzy. W każdym normalnym i uczciwym sklepie internetowym (np. Apple Store), każdorazowy zakup należy potwierdzać hasłem. W porządnych sklepach internetowych jest też system ocen i komentarzy od klientów, w sklepie Playa tego nie ma… Łatwo się domyślić dlaczego: „zadowoleni” klienci ubili by taką grę swoimi „miłymi” komentarzami w godzinę…

Można tutaj dostrzec podobieństwo do słynnych "dialerów", które w czasach modemów łączyły się z numerami o wysokich opłatach.
Jednak jest zasadnicza różnica pomiędzy Playem i TPSA: Tepsa nie umieszczała ludziom ikonki na pulpitach ich komputerów z linkiem do zestawu dialerów i na stronie z dialerami nie było loga TPSA…. Dialery umieszczały się na komputerach ofiar po odwiedzeniu mocno podejrzanych stron, na przykład z pornografią…

Play, co dalej? Może tym razem jakaś „bezpłatna” gra dla dorosłych? Może adaptacja Hitmana (gry o zawodowym zabójcy). Możemy sobie wyobrazić taki scenariusz:

To była zwykła wiosenna i deszczowa sobota… Odpoczywasz właśnie po kilkugodzinnej emocjonującej grze, i słyszysz, że puka ktoś spokojnie, ale stanowczo do Twoich drzwi. Otwierasz, a tam:

"Smutny Pan: dzień dobry, przyniosłem fakturę na 100 tys. za zlecenie.
Ty: eee, jakie zlecenie… ILE ?!?
smutny: no, wie Pan, za zlecenie za sprzątnięcie gościa, które pan zlecił w naszej aplikacji.
Ty: Jakiej kurde aplikacji ?!? Dzisiaj grałem w grę...
smutny: no właśnie o tym mówię, w aplikacji Hitman pan zamówił killera.
Ty: Czy pan sobie jaja robi?!? Przecież to była gra, bezpłatna, na niby wszystko było !!!
smutny: przykro mi, bezpłatny to był zaszczyt instalacji, a zatwierdził pan regulamin, gdzie na stronie 40 i 4 było napisane, że z aplikacji można zamawiać zabójcę a cennik jest na stronie firmy...
Ty: ...nosz kurw... a kto ma zostać sprzątnięty...?
smutny: Pan...

(cichy strzał i głuchy dźwięk upadającego ciała. Kurtyna opada... Rachunek i tak opłacą spadkobiercy;) )"

Po prostu maszynka do robienia pieniędzy, czekam na oferty za pomysł :) (wszystkie prawa zastrzeżone).

Czy Play nada terminowi „wirusowy marketing” nowe znaczenie?
Dlaczego Play to robi? Tak tanio wycenia wiarygodność i zaufanie swoich abonentów? Czyżby desperacko brakowało mu kasy?
Drogi Playu, czy mogę tak samo „płacić” za Twoje faktury, jak Ty oferujesz „bezpłatne” gry?

Zadałem te pytania rzecznikowi Playa, Panu Marcinowi, niestety nie znalazł czasu na odpowiedź. Na pewno jest bardzo zajęty i pracuje nad kolejną wirusową ofertą ;)

Wróćmy jednak do rzeczywistości. Sprawę zgłosiłem już do kilku urzędów i prasy. Jako, że na pewno są inni „uszczęśliwieni” przez Playa radosną zabawą ich dzieci, niech poniższa lista posłuży jako instrukcja pierwszej pomocy :)

Na początek, po zakończeniu drogi reklamacyjnej, sprawę zgłaszamy pisemnie do najbliższej prokuratury rejonowej. Przekazujemy tam wszystkie szczegóły i robimy zdjęcia telefonu z aplikacjami. 
Następnie wysyłamy tradycyjne pismo do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, w sprawie naruszenia zbiorowych interesów konsumentów.
Jak się okazuje, UOKIK ukarał już kilka firm za podobne praktyki, mam nadzieję na więcej :)
Wniosek o interwencję Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej możemy złożyć elektronicznie.
Nie zaszkodzi też wysłać maila do Rzecznika Praw Dziecka, w końcu te gry wirusy są kierowane do dzieci…
Media dobieramy zgodnie z własnymi preferencjami :)

Posta będę aktualizował zgodnie z postępami w sprawie.
Zapraszam do komentowania na forum i w komentarzach pod postem.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Cyrk kanonizacyjny



„Jan Paweł II wielkim człowiekiem był” pod tym hasłem godnym Gombrowicza i jego profesora Bladaczki z „Ferdydurke”, odbyło się w polskim sejmie głosowanie nad uchwałą „czczącą Jana Pawła II”.

Rozumiem, że katolicy się cieszą, że Polak został świętym, ale czy trzeba do tego wciągać świecki sejm? Do tego w tak kiepskim stylu? Wśród nawoływania o aklamację i próśb o wyjście z sali tych posłów, dla których ta uchwała „to będzie za dużo”?

O jakim to sprawdzianie mówiła Marszałek Sejmu? Jak posłowie chcieli się pomodlić, to nie mogli po prostu pójść do kościoła (kaplica sejmowa powinna być zlikwidowana)? Dlaczego wypowiadali się w imieniu wszystkich Polaków?

Rozumiem, że Karol Wojtyła wiele osiągnął w swoim życiu. Bycie szefem najbogatszej organizacji na świecie to faktycznie spore osiągnięcie, ale czy przed tym faktem muszą klękać nasi posłowie?

Wielkie zasługi Jana Pawła II dla Polski nie są oczywiste i szczerze mówiąc, ja ich nie widzę. Nikt, nigdy nie udowodnił ich wielkości. To prawda, chciał wolności dla Polski. Zupełnie tak samo jak miliony Polaków :) Czy działał w podziemiu polskim, siedział w więzieniu? Nic mi o tym nie wiadomo. Wiadomo za to, że jego organizacja, Kościół Katolicki, była neutralnie nastawiona do Solidarności. Prymas Glemp jej wręcz nie lubił. Z Solidarnością współpracowali pojedynczy księża, a nie kościół jako organizacja. W rozmowach Okrągłego Stołu przedstawiciele kościoła występowali jako pośrednicy i obserwatorzy (dwie osoby). Mało tego, kościół potrafił też wprost współpracować z komunistami, przykładem może być zablokowanie wyświetlania w kinach, obrazoburczego wtedy, filmu „Ostatnie kuszenie Chrystusa”.

Jan Paweł II na pielgrzymkach w Polsce mówił wieloznacznie: „nie lękajcie się”. Czy to naprawdę świadczy o jego wielkości?!? Jednoznacznie za to, na świecie, ten papież kojarzy się głównie z tuszowaniem licznych przypadków pedofilii w kościele…

Jedno jest pewne, kościół za komuny i za demokracji potrafił świetnie zadbać o swoje interesy. Za komuny liczne kościoły budowane były bez większych przeszkód, a teraz strumień pieniędzy płynący od podatników mógłby zawstydzić Amazonkę… Czy ta uchwała to było wotum dziękczynne polityków za poparcie płynące z ambon w czasie wyborów?

Sejm zaapelował, między innymi, do „głębszego poznania Jego intelektualnej i duchowej spuścizny”. Czy miał na myśli jego encykliki, których prawie nikt nie zna, bo są śmiertelnie nudne i puste, czy może jakieś jego badania naukowe, które, na przykład, pozwoliły na pokonanie raka? Nie ma takich? No tak… faktycznie. Refleksja powinna więc dotyczyć dotkliwego BRAKU takiej spuścizny, bo prawdziwą intelektualną spuściznę tworzą naukowcy, a nie szamani w kościołach…



Życie pisze czasami zaskakujące scenariusze… Gdybym był wierzący, to bym powiedział, że diabeł chciał zakłócić tę kanonizację, bo kilka dni przed kanonizacją zdarzył się taki wypadek: „Włochy: 21-latek zginął przygnieciony przez 30-metrowy krzyż, który został postawiony na pamiątkę wizyty Jana Pawła II.”…

Gdzie był wtedy nasz święty?!? Czyżby zajęty był przygotowaniami do kanonizacji…?




Mam nadzieję, że godnie uczciłem to wydarzenie, zgodnie ze apelem sejmowym :) (no może jednak nie z duchem tego apelu, ale na pewno z jego literą :)


Podyskutuj na forum.

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozważania przy jajeczku

Zbliża się wielkimi krokami Zając, albo jak chcą katolicy, Wielkanoc :)

 

Tradycyjnie więc już , dokonam dzisiaj dekonstrukcji tego święta :) Jak się można domyślać, tych świąt, tak przecież ważnych dla katolików, też nie wymyślili chrześcijanie ;)
Ich pochodzenie datuje się od czasów pogan i związane jest z tak zwaną równonocą, czyli zrównaniem długości dnia i nocy :) Co hucznie świętowali nasi przodkowie, pod wezwaniem „bogini płodności Ēostre lub Ostara”. Od czego też pochodzi anglosaska nazwa świąt: „Easter”.
Żydzi obchodzą to święto mniej więcej w tym samym czasie, pod nazwą Pascha.



Zwyczaj malowania jajek również wiąże się z tą boginią, podobnie jak tropy zająca. Symbolizować mieli płodność i nowe życie, czytelne skojarzenie z budzącą się do życia po zimie roślinnością.



To samo pochodzenie ma też Śmigus- Dyngus.
Historia się więc powtarza, kościół katolicki wykorzystuje stare święta, by wprowadzić nowe, swoje, ale że przyzwyczajenie ludzi do starych zwyczajów jest olbrzymie, to elementy starych świąt wmontowuje do nowych dekoracji :) Bo jaki związek ma zwyczajny, szybko kopulujący szary zając z wielkim, nieskończenie dobrym i czystym Jezusem ? ;) No chyba, że Jezus, w swojej nieskończonej mądrości i przewidywalności postanowił zmartwychwstać właśnie w równonoc ;) Tego nie możemy wykluczyć...
Tak, te święta są ruchome, ale to nieliczna nowość jaką wprowadził kościół do tych świąt.



Cieszmy się więc nadejściem wiosny. Wesołego jajka :)

Podyskutuj na forum :)

piątek, 11 kwietnia 2014

Boski makaron – prawie oficjalnie

Przedwczoraj NSA anulowało decyzję Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji o odmowie rejestracji "Polskiego Kościoła Latającego Potwora Spaghetti", tym samym, być może, niedługo ten kościół stanie się pełnoprawnym polskim kościołem. Obok takich wspaniałych, oficjalnych religii jak: „Zbór Stanowczych Chrześcijan w Rzeczypospolitej Polskiej”; „Lectorium Rosicrucianum, Międzynarodowa Szkoła Złotego Różokrzyża”, „Kościół Jezusa Chrystusa w Werbkowicach” i „Kościół Chrześcijański w Rypinie”.



Podstawowe elementy ich wiary:
- Wierzymy, że Piraci, pierwsi Pastafarianie, byli spokojnymi, szlachetnymi odkrywcami, którzy wyłącznie przez konsekwentną chrześcijańską propagandę mają teraz opinię bezwzględnych kryminalistów,
- Lubimy piwo,
- Każdy piątek jest świętem,
- Nie traktujemy siebie zbyt poważnie,
- Uwielbiamy sprzeczności.

Mają swoje 8 przykazań, święta, własną koncepcję nieba i, co najważniejsze, Potwór został ugotowany za nasze grzechy…

Oryginalny, amerykański kościół ujawniony został w proteście przeciwko pomysłom nauczania teorii inteligentnego projektu w amerykańskich szkołach. Twórca Kościoła Latającego Potwora Spaghetti, Bobby Henderson, zażądał, żeby nie dyskryminować żadnej wiary i także jego kościołowi dać dostęp do nauczania w szkole, na równi z innymi wiarami. Pomimo, wydawałoby się, absurdalnej nazwy, KLPS (klops? ;) amerykański jak i polski, oficjalnie twierdzą: „powszechne jest mniemanie, że nasz Kościół jest wyłącznie satyrą, która powstała w opozycji do kreacjonistycznej wizji stworzenia Świata. Jest to nieprawda, Kościół Latającego Potwora Spaghetti jest prawdziwy i całkowicie prawomocny. Poparty jest licznymi dowodami naukowymi, a każda treść wydająca się śmieszna i humorystyczna, jest taka wyłącznie przez przypadek”.

KLPS jest podobną konstrukcją myślową jak „Czajniczek Russela” stworzoną przez angielskiego matematyka Bertranda Russella, który stwierdził, że wokół słońca lata mały czajniczek, który jest tak mały, że nie są w stanie go zobaczyć żadne przyrządy, w związku z tym nie da się dowieść jego nieistnienia, ale to jest problem tych, którzy twierdzą, że on nie istnieje i że „odrzucenie tego twierdzenia przez innych ludzi jest przejawem absurdalnych i nieracjonalnych uprzedzeń”.

W tym leży cała siła KLPS: jawny absurd i bzdura, ale... nie do udowodnienia :) Wobec faktu niemożności udowodnienia, ze potwór spaghetti nie istnieje i że jest to bzdura, ludzie wierzący w "poważną" religię są bezradni. Ich prawdy wiary są TAK SAMO nie do udowodnienia...

Bezradna jest także nasza administracja, bo przyjęła niemądrą konwencję, ze religie są pożyteczne i wymagają rejestracji i potem wsparcia państwa.
Bezradna, bo powinna przyjąć naukowa zasadę, ze to twierdzący powinien udowodnić swoje twierdzenie, a nie reszta swiata:)

Czyli wierzący w potwora spaghetti powinni udowodnić jego istnienie i..., tu następuje najciekawsze: chrześcijanie powinni udowodnić istnienie swojego Boga :) Jak wiemy, wtedy nastąpił by koniec świata i ministra, który by poprosił naszych biskupów o taki dowód :)

W takim stanie rzeczy potwór spaghetti jest idealnym przyrządem do ośmieszania wszystkich innych religii, z miłościwie nam panującą na czele :)

Dostając prawidłowo wypełniony wniosek rejestracji, ministerstwo zamarło… zwlekało prawie rok z wydaniem decyzji i wymyśliło, ze przerzucą odpowiedzialność na "naukowców" od religii. Ci nie zawiedli, postanowili skompromitować się na całej linii i udało im się to w pełni :)

Lektura ich ekspertyzy to prawdziwa radość i kupa śmiechu :)
Jako podstawę swojej ekspertyzy przyjęli następującą definicję religii: "religia to stosunek człowieka do rozmaicie pojmowanej świętości (sacrum), wywołującej u człowieka stany fascynacji (fascinans) i przerażenia (tremendum), a przejawiającej się w obszarze doktrynalnym (wiara), kultowym (czynności) i organizacyjnym (społecznym).
Autorzy napisali tam, że: „Henderson stworzył postać - równie nieweryfikowalnego co Inteligentny Projekt — Latającego Potwora Spaghetti. Przejaskrawienie i humor miały tutaj służyć jako narzędzie protestu, a uporczywe obstawanie przy wierze w to osobliwe bóstwo było raczej obliczone na przekonanie przeciwnika poprzez postawienie go po drugiej stronie tego konfliktu. Jak słusznie zauważa C.M. Cussack, jest rzeczą oczywistą, że sam Henderson nie chciał, aby Latający Potwór Spaghetti był traktowany poważnie, miał to być tylko specyficzny rodzaj protestu”.
Wszystko to są wymysły szanownych „naukowców”, bowiem Henderson nigdy nie twierdził, że stworzył Potwora, a jego pismo do „Rady Szkoły w Kansas” jest jak najbardziej poważne. Rzeczy oczywiste dla tych „naukowców” są oczywiste tylko dla nich, bo z faktami nie mają wiele wspólnego.
„Tymczasem — jak podkreślają badacze — wyznawcy Latającego Potwora Spaghetti to ateiści, którzy nie kryją się ze swoim ateizmem”. Kolejna nieprawda, bowiem Pastafarianie nigdzie się nie przedstawiają jako ateiści! Nigdzie także, jak twierdzą „badacze”, nie „protestują wobec religii tradycyjnych” :) Pojawia się także zarzut, że osiem "Naprawdę wolałbym byś nie..." jest parodią dekalogu. W takim razie Dekalog należałoby uważać za parodię kodu Ur-Nammu :)

Najbardziej kuriozalny jest jednak ten pasaż: „Przede wszystkim jednak, musi pojawić się refleksja natury zasadniczej: czy jest możliwe, aby jakaś grupa ludzi w miarę rozsądnych i w miarę wykształconych w sposób poważny traktowała tezę, iż w rzeczywistości istnieje Latający Potwór Spaghetti, który stworzył wszechświat, jest wszechmogący i wszechwiedzący.”

W ten sposób nasi „naukowcy”, ni mniej ni więcej, zupełnie niechcący, bo chrześcijaństwo jest przecież „poważną religią”, zakwestionowali podstawę istnienia Kościoła Katolickiego :)

Bowiem, czy jest możliwe, aby jakaś grupa ludzi w miarę rozsądnych i w miarę wykształconych, w sposób poważny traktowała tezę, iż w rzeczywistości istnieje w niebie bóg, który jest jednocześnie swoim ojcem, synem i duchem świętym? Który zrodzony został z dziewicy, potrafi chodzić po wodzie, zamienia wodę w wino, wskrzesza umarłych, który stworzył wszechświat, jest wszechmogący i wszechwiedzący, ale nie potrafi sobie poradzić ze zwykłym diabłem?

Moim zdaniem nie powinno takich być, a jak się okazuje, takich są miliony :)

Na podstawie tej prześmiewczej, zrobionej w oczywiście parodystycznym celu, ekspertyzy, ministerstwo wydało odmowną decyzję rejestracyjną… Bojąc się utraty powagi naraziło się na śmieszność :)

Całe szczęście, że zdarzają się u nas niezawisłe sądy :)

Ramen, niechaj makaron Wam lekki będzie :)

Podyskutuj o tym na forum.