czwartek, 22 maja 2014

Wirusowa oferta Playa

Czyli jak stracić 200 zł w dwie godziny...

Oczywiście, przepisów na to jest dużo: można je spalić, podrzeć albo przepić (tego bym jednak nie zaliczył do zupełnego stracenia, przynajmniej jest nam weselej :) Sposób, który tu opisze jest trochę bardziej oryginalny :)

To była zwykła wiosenna i deszczowa sobota. Córka grała na telefonie w grę, a ja czytałem gazetę wyborczą (coraz mniej ją lubię...).
Po jakimś czasie, córka znudziła sie starą grą i namówiła mnie na instalację dwóch nowych gier: „Littlest Pet Shop” i „Green farm 3”. Gry te łatwo znalazła w telefonie, w elektronicznym sklepie firmowym operatora Play, w dziale „bezpłatna”, obydwie miały przy każdej ikonie wielki, krzyczący napis „bezpłatna”.


Podczas gry dziecka usłyszałem dźwięk smsów, po usłyszeniu których dwa razy sprawdziłem obszar powiadomienia o nowych smsach: był pusty, a na ikonie smsów nie było informacji o nieodczytanych smsach, więc logicznie sobie wytłumaczyłem, że to pewnie aplikacja wydaje podobne dźwięki do smsa, co nie jest trudne, bo ten dźwięk jest prosty.

Po skończonej grze córki, przypadkowo spojrzałem na skrzynkę odbiorczą smsów i znalazłem tam 13 smsów informujących o zakupie usługi, bez informacji o cenie i ze statutem przeczytanych, chociaż ich nie przeczytałem. Zacząłem podejrzewać, że było to celowe działanie, żeby ukryć fakt przyjścia smsu. Co jest zrozumiałe, nie skorzystałem też z żadnego z kodów, zawartych w tych smsach.

Po sprawdzeniu bilingu na stronie www operatora oniemiałem, bo okazało się, że przez dwie godziny, dwie gry wysłały 13 smsów na łączną kwotę 226 zł!
            Troszkę niespodzianka…, bo wszystkie darmowe gry na telefon, z którymi miałem do czynienia (ściągane ze sklepu Google i z Apple Store) opierały się na reklamie, która była irytująca, ale uczciwa: korzystasz, to oglądasz reklamy. Za nic nie musiałem nigdy płacić…

Jak to się stało, że dałem się tak wrobić w płatne SMSy?!? Żeby to zrozumieć, musimy się trochę cofnąć w czasie:
W grudniu 2013 kupiłem od Playa nowego smartfona, firmy LG. Na pulpicie telefonu znalazłem niestandardową ikonkę (nie stanowiącą część systemu Android), opisaną jako "gry".



Jest to w istocie link do sklepu wapshop.gameloft.com, w którym umieszczone jest duże logo firmy Play, co sugeruje mocny związek z operatorem, albo nawet współwłasność i wzmacnia zaufanie do sklepu, nadając mu „znak jakości Play” (dlatego nie usunąłem go od razu).


            Podczas instalacji tych gier pokazała się długa lista rzeczy, do których ma dostęp dana gra, przeczytałem ją
pobieżnie, bo szybko uznałem, że jeśli usługa pochodzi od mojego zaufanego długoletniego operatora, to nie muszę czytać szczegółowo warunków usługi, napisanych drobnym drukiem na małym ekraniku telefonu i wystarczy mi zapewnienie, napisane wielkim drukiem, że aplikacja jest bezpłatna (instalowałem już, ze sklepu Google Play, wiele rzeczy na telefonie, widziałem wiele takich list i nigdy nie miałem żadnych problemów). Jak się okazało, myliłem się. Mało tego, przy instalacji gier pokazało się także ostrzeżenie od systemu android, że tego typu oprogramowanie może okazać się niebezpieczne, które zignorowałem, ponownie naiwnie kierując się zaufaniem do marki Play…

            W czasie gry nikt nie wpisywał numerów smsów, gra wpisywała te numery automatycznie. Gdybym miał to zrobić osobiście (albo moje dziecko), nigdy bym tego nie zrobił i nie wysłałbym tych smsów. Jak się okazało, gra wysyłała smsy poprzez banalne dotknięcia dziecka na odpowiednie elementy w grze, czego w ogóle nie było świadome, bo myślało, że to jest zabawa. Uznało, że jak w grze jest napisane „kup” przedmiot, to zapłaci za to bajkową, „grową” walutą, bo to przecież gra. Tak właśnie uczymy dzieci, że świat bajek i gier jest nierealny, że gdy ktoś tam umrze, to umrze na niby. Jak się okazuje, ktoś takie racjonalne myślenie może podstępnie wykorzystać i nas oszukać.


Gdybym został prawidłowo, w standardowy sposób, powiadomiony o nadejściu smsa (dźwięk, powiadomienie w obszarze powiadomienia, pokazanie ilości nieodebranych smsów w skrzynce odbiorczej i na ikonie smsów), to skończyłoby się na jednym smsie za 4,9 zł i wyinstalowaniu złośliwej aplikacji. Niestety te smsy były ukryte: pojawił się tylko dźwięk. Wniosek z tego, że te smsy przyszły ze statusem „przeczytane”, albo ta złośliwa aplikacja samodzielnie zmieniła ten status i tylko przypadek sprawił, że je zobaczyłem.

W tym samym dniu złożyłem elektronicznie reklamację do operatora. Odpowiedź firmy Play przyszła po paru dniach i napisano w niej, że „opłaty naliczono prawidłowo zgodnie z cennikiem” (czego wcale nie kwestionowałem) i że „operator nie ponosi odpowiedzialności za sposób użytkowania telefonu i wynikłe z tego tytułu obciążenia w rozliczeniach usług telekomunikacyjnych” (jasne: krasnoludki mi zainstalowały skrót do sklepu na pulpicie i wsadziły logo Playa do sklepu z wirusami :) Jak się okazuje, Play ma także czarne poczucie humoru: Pani Joanna z Play była bowiem „przekonana, że przedstawione wyjaśnienia są wystarczające i pozwolą na zakończenie sprawy”. Bardzo śmieszne… ale ten się śmieje, kto się śmieje ostatni… :)
Reklamacja została odrzucona. Jak w filmie Barei: "pańskie podejrzenia są całkowicie bezpodstawne. Ta pani przyszła w tym futrze i w nim wychodzi." :)

Nikt normalny nie dałby dziecku do zabawy gry, która zachowuje się jak niszczarka do pieniędzy. W każdym normalnym i uczciwym sklepie internetowym (np. Apple Store), każdorazowy zakup należy potwierdzać hasłem. W porządnych sklepach internetowych jest też system ocen i komentarzy od klientów, w sklepie Playa tego nie ma… Łatwo się domyślić dlaczego: „zadowoleni” klienci ubili by taką grę swoimi „miłymi” komentarzami w godzinę…

Można tutaj dostrzec podobieństwo do słynnych "dialerów", które w czasach modemów łączyły się z numerami o wysokich opłatach.
Jednak jest zasadnicza różnica pomiędzy Playem i TPSA: Tepsa nie umieszczała ludziom ikonki na pulpitach ich komputerów z linkiem do zestawu dialerów i na stronie z dialerami nie było loga TPSA…. Dialery umieszczały się na komputerach ofiar po odwiedzeniu mocno podejrzanych stron, na przykład z pornografią…

Play, co dalej? Może tym razem jakaś „bezpłatna” gra dla dorosłych? Może adaptacja Hitmana (gry o zawodowym zabójcy). Możemy sobie wyobrazić taki scenariusz:

To była zwykła wiosenna i deszczowa sobota… Odpoczywasz właśnie po kilkugodzinnej emocjonującej grze, i słyszysz, że puka ktoś spokojnie, ale stanowczo do Twoich drzwi. Otwierasz, a tam:

"Smutny Pan: dzień dobry, przyniosłem fakturę na 100 tys. za zlecenie.
Ty: eee, jakie zlecenie… ILE ?!?
smutny: no, wie Pan, za zlecenie za sprzątnięcie gościa, które pan zlecił w naszej aplikacji.
Ty: Jakiej kurde aplikacji ?!? Dzisiaj grałem w grę...
smutny: no właśnie o tym mówię, w aplikacji Hitman pan zamówił killera.
Ty: Czy pan sobie jaja robi?!? Przecież to była gra, bezpłatna, na niby wszystko było !!!
smutny: przykro mi, bezpłatny to był zaszczyt instalacji, a zatwierdził pan regulamin, gdzie na stronie 40 i 4 było napisane, że z aplikacji można zamawiać zabójcę a cennik jest na stronie firmy...
Ty: ...nosz kurw... a kto ma zostać sprzątnięty...?
smutny: Pan...

(cichy strzał i głuchy dźwięk upadającego ciała. Kurtyna opada... Rachunek i tak opłacą spadkobiercy;) )"

Po prostu maszynka do robienia pieniędzy, czekam na oferty za pomysł :) (wszystkie prawa zastrzeżone).

Czy Play nada terminowi „wirusowy marketing” nowe znaczenie?
Dlaczego Play to robi? Tak tanio wycenia wiarygodność i zaufanie swoich abonentów? Czyżby desperacko brakowało mu kasy?
Drogi Playu, czy mogę tak samo „płacić” za Twoje faktury, jak Ty oferujesz „bezpłatne” gry?

Zadałem te pytania rzecznikowi Playa, Panu Marcinowi, niestety nie znalazł czasu na odpowiedź. Na pewno jest bardzo zajęty i pracuje nad kolejną wirusową ofertą ;)

Wróćmy jednak do rzeczywistości. Sprawę zgłosiłem już do kilku urzędów i prasy. Jako, że na pewno są inni „uszczęśliwieni” przez Playa radosną zabawą ich dzieci, niech poniższa lista posłuży jako instrukcja pierwszej pomocy :)

Na początek, po zakończeniu drogi reklamacyjnej, sprawę zgłaszamy pisemnie do najbliższej prokuratury rejonowej. Przekazujemy tam wszystkie szczegóły i robimy zdjęcia telefonu z aplikacjami. 
Następnie wysyłamy tradycyjne pismo do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, w sprawie naruszenia zbiorowych interesów konsumentów.
Jak się okazuje, UOKIK ukarał już kilka firm za podobne praktyki, mam nadzieję na więcej :)
Wniosek o interwencję Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej możemy złożyć elektronicznie.
Nie zaszkodzi też wysłać maila do Rzecznika Praw Dziecka, w końcu te gry wirusy są kierowane do dzieci…
Media dobieramy zgodnie z własnymi preferencjami :)

Posta będę aktualizował zgodnie z postępami w sprawie.
Zapraszam do komentowania na forum i w komentarzach pod postem.

2 komentarze: