Od kilkunastu dni trwa strajk
młodych medyków, rezydentów szpitalnych. Ekipa „dobrej zmiany” przez kilka dni
udawała, że sprawy nie ma, teraz przystąpiła do zmasowanego propagandowego
ataku na lekarzy. Ta obrzydliwa kampania nienawiści oczywiście zasługuje na
pełne potępienie, ale czy strajk lekarzy jest na pewno warty poparcia? Dla
ludzi niechętnych PIS i jego konsekwentnego niszczenia Polski, ten strajk może
być atrakcyjny: wróg mojego wroga jest wszak moim przyjacielem. Myślę, że to
jest jednak pójście na łatwiznę i sprawa nie jest tak jednowymiarowa: biedni
medycy kontra zły PIS (który oczywiście jest zły, co nie ulega wątpliwości).
Zacznijmy od formy. Dominika
Wielowieyska z GW napisała, że „Strajk głodowy jako forma protestu powinien być
zarezerwowany dla obrony wartości fundamentalnych, a nie własnych pensji”.
Posypały się na nią internetowe gromy: ponad 170 komentarzy pod artykułem, z
czego zdecydowana większość to słowa potępienia. Pod zmasowanym ogniem złożyła
samokrytykę, że to nie tak, że ona popiera itd. Moim zdaniem niepotrzebnie.
Miała rację w pierwszym artykule. Strajk głodowy to nie jest dobra forma do
walki o lepsze pensje. Tak, wiem, że medycy w pierwszym rzędzie walczą o
„zwiększenie udziały wydatków na służbę zdrowia w PKB”. Jasne. Za komuny też
pierwsze na liście postulaty strajkujących robotników były o „wolność i
demokrację”, a na końcu skromnie był umieszczony postulat podwyżek… Po
podwyżkach z reguły strajk się kończył. I nie jest to żaden zarzut. Taka jest
po prostu natura ludzka, że garnek jest najważniejszy. Strajk głodowy jednak
zostawmy dla większej sprawy, tak jest uczciwiej.
Witold Gadomski (GW), jak zwykle
przytomny, stwierdził, że „Można publiczne nakłady na służbę zdrowia zwiększyć,
podnosząc podatki lub tnąc inne wydatki państwa, np. na wojsko, drogi,
edukację, zasiłki socjalne. Warto by osoby domagające się hojniejszego
finansowania usług medycznych z kieszeni podatników powiedziały, za którym
rozwiązaniem się opowiadają”. Jak zwykle nie znalazł zrozumienia lewicowych
komentatorów, chociaż prawie wszystkie jego argumenty były słuszne. Prawie. Na
końcu bowiem stwierdził, że „to prawda, że usługi medyczne nie są zwykłym
towarem”. Fakt, towarem nie są, ale dlaczego wciąż udajemy, że to nie jest
zwykła usługa? Oczywiście wiem dlaczego: kilkadziesiąt lat socjalizmu zrobiło
swoje i nawet ciężko znaleźć zamiennik dla fałszywej zbitki słownej „służba
zdrowia”!
Może czas na odczarowanie tej
„służby”? Gdy zepsuje mi się kran, dzwonię po hydraulika. Gdy źle się czuję,
idę do lekarza. Jeden i drugi to są fachowcy w swojej dziedzinie i po
postawieniu diagnozy robią swoje. Oczywiście, organizm ludzki jest o wiele
bardziej skomplikowany niż kran, więc fachowcy od chorób powinni być lepiej
wynagradzani niż hydraulicy, ale o ile więcej? Jak to wycenić? To było jedno z
pierwszych pytań jakie usłyszałem na studiach ekonomicznych. Prawidłowa
odpowiedź jest taka, że nie wiadomo. Nikt tego nie wie. Bowiem poziom zarobków
powinien być ustalany automatycznie przez rynek. Gdy jest mało fachowców w
danej dziedzinie, ich cena, czyli pensja rośnie i chętnych do pracy w zawodzie
jest więcej. Gdy jest ich za dużo, ceny i pensje spadają a ludzie zmieniają
zawody. Dlatego ja nie wiem, ile powinni zarabiać młodzi medycy, którzy po studiach
przyuczają się do zawodu. Pani Szydło i Pan Kaczyński też tego nie wiedzą. I tu
zaczyna się sedno problemu. Gospodarkę mamy w większości wolnorynkową, jednak
„służba zdrowia” jest jeszcze głęboko w socjalizmie: pensje młodych lekarzy
rezydentów ustala minister…
Paradoksalnie dla ekipy „dobrej
zmiany” medycy jej uwierzyli. Słyszeli, że „Imposybylizm” się skończył,
„wystarczy nie kraść i na wszystko się znajdzie”. Młode matki dostają 500+,
pomocnicy aptekarzy awansują na stanowiska ministerialne i wożą się limuzynami,
młodzi dziennikarze w TVP zarabiają po kilkadziesiąt tysięcy, a po szpitalach
kręcą się opłacani przez podatnika księża, którzy zarabiają dwa razy więcej niż
oni… Dlaczego młodzi lekarze mają być gorsi? Im też się od życia coś należy. Zasadniczo
się z nimi zgadzam, ale nie wierzę, że proste podwyżki załatwią problem. Bo
problem jest w socjalistycznym systemie „służby zdrowia” a nie w jednym
elemencie, jakim są zarobki lekarzy. Przypomnę tylko, że pielęgniarki też
uważają, że za mało zarabiają…
Byliśmy przez lata i wciąż
jesteśmy karmieni wizją „wilczego” kapitalizmu, w którym ludzie umierają na
ulicy. Prawda jednak jest taka, że wolny rynek działa dobrze w każdej
dziedzinie, i w sektorze medycznym też się sprawdzi. Wszystkim sceptykom polecam
przykład stomatologii, która jest chyba w 100% prywatna. Czy Polacy chodzą masowo
bez zębów? Czy mamy problem z dostaniem się do dentysty? Z cenami zaporowymi? Nie.
Tanio nie jest, ale ceny są dostosowane do przeciętnego pacjenta, bo dla niego
są te usługi. Podobnie będzie z resztą sektora po urynkowieniu i prywatyzacji.
Do sektora medycznego powinna
powszechnie zostać wprowadzona zasada konkurencji na równych zasadach, a
państwowe szpitale powinny zostać sprywatyzowane, bo każde prywatne przedsięwzięcie
jest bardziej wydajne, a korupcja nie istnieje.
Oczywiście podatnicy mogą gwarantować
ludziom jakiś minimalny, socjalny poziom usług medycznych, ale na pewno
wszystkim nie będzie się wszystko należało. Na pewno trzeba będzie też
poszerzyć bazę płacących ubezpieczenia zdrowotne na zasadach ogólnych: o
rolników czy księży. Wszelkie przywileje powinny zostać usunięte.
Nie uciekniemy też od trudnych
pytań. Prędzej czy później będziemy musieli sobie odpowiedzieć na takie
przykładowe pytania: czy bezdomnemu, który nigdy nie zapłacił złotówki na
ubezpieczenie zdrowotne, bo wolał kupować wino, należy się skomplikowana
operacja, która kosztuje kilkadziesiąt tysięcy złotych?
Akceptujemy, że niektórzy mają
lepsze samochody i domy, będziemy też musieli zaakceptować, że niektórych stać
na dłuższe i zdrowsze życie. Bo taka jest właśnie rzeczywistość. Nie jesteśmy
tacy sami. Chowając głowę w piasek mówiąc, że usługi zdrowotne nie są zwykłym
towarem do niczego dobrego nie doprowadzimy. Oczywiście na lepszym sektorze zdrowia
zyskają wszyscy: biedni i bogaci. Tak jak już zyskali prawie wszyscy po
reformach z lat 90, wbrew kłamliwej socjalistycznej propagandzie. Czas trwania
życia Polaków po roku 89 zaczął się szybko wydłużać, po wielu latach stagnacji.
Teraz tylko trzeba te reformy pogłębić, bo wciąż żyjemy parę lat krócej niż w
innych krajach unii.
Oczywiście to są rozwiązania na
po PISie, bo PIS nam nic innego nie zaserwuje jak socjalistyczne rozwiązanie:
da podwyżki lekarzom, a podatnikom podwyżki podatków, bo „przecież sami
chcieliście, żeby medycy dobrze zarabiali” ?!?
I jeszcze jedna rzecz: prawa
wolnego rynku nie zostały wymyślone przez nikogo. One zostały odkryte, one były
są i będą, tak jak prawa przyrody, skąd pochodzą. One nie są wilcze, one są
całej przyrody. Wszelkie podejmowane wcześniej próby ich zmiany zawsze kończyły
się źle: patrz komunizm.